[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ramionami, których piękne ciała były niemal zupełnie nagie. Obie
miały na twarzach wymyślne, obszyte cekinami i ozdobione piórami
maseczki, spoza których wyzierały jedynie ich oczy. Początkowo
pomyślał, że to reklamowe zdjęcie, jakie April zrobiła sobie razem z
inną tancerką. Po namyśle uznał jednak, iż takie wyjaśnienie nie
trzyma się kupy. Gdyby chodziło o reklamowe zdjęcie, dlaczego
trzymałaby je ukryte pod innym, w pamiątkowej ramce na stoliku w
salonie?
Nie, to zdjęcie musi mieć dla niej sentymentalną wartość, na
równi z tym, które trzymał w ręku. Ale dlaczego je ukryła? Musiała
mieć po temu jakiś istotny powód. Kto wie, może rozwikłanie tej
zagadki pomoże mu odgadnąć, gdzie podziewa się April Benoit.
Bardzo tego pragnął. Dla dobra Elizabeth.
Przez parę chwil pozwolił sobie na przyjemność obserwowania
córki bawiącej się łyżeczką i resztkami jogurtu, po czym wstał
niechętnie od stołu.
- Czas wracać, kochanie - powiedział. - Obiecałem mamie
odwiezć cię do domu. Ale jutro znowu po ciebie przyjadę. I zostaniesz
u mnie na noc. Cieszysz się?
Lisa z pomrukiem zadowolenia wygramoliła się z krzesła.
Kwadrans pózniej odprowadzał małą do domu, trzymając jej lepką
rączkę w swojej dłoni. Marsha otworzyła im drzwi, nim zdążył
zapukać. Bez słowa, nie mówiąc nawet dzień dobry", wciągnęła małą
do środka i zatrzasnęła drzwi. Jeśli nawet złagodniała, to nie na długo.
Kiedy wsiadał do samochodu, zadzwonił radiotelefon.
- Mallory - odezwał się, podnosząc słuchawkę i naciskając guzik.
- John? Tu Elizabeth Benoit. Przepraszam, że cię niepokoję, ale
nie miałam do kogo zadzwonić...
Głos jej się załamał, a Johnowi ścisnęło się serce. No tak,
pomyślał. Znalezli April. Mówił tym idiotom z komisariatu, żeby w
razie czego nie dzwonili do Elizabeth, tylko do niego. %7łe też zawsze
muszą wszystko pokręcić! Na głos powiedział:
- Słucham? Co się stało?
- Przyjedz koniecznie do mieszkania April. Tutaj... - Słyszał jej
przyśpieszony oddech. - Tutaj wszędzie pełno krwi... Nie wiem, co
robić, John. Dzgnęłam kogoś nożem.
Czekała na niego na parkingu przed domem April. Siedziała
zamknięta od środka w swoim samochodzie. John z piskiem
hamulców zaparkował tuż obok i wyskoczył niemal w biegu. Ona też
wysiadła i podbiegła do niego. Zdążyła się tymczasem trochę
uspokoić i serce zaczęło jej bić niemal normalnie, wiedziała jednak, że
jeśli trzyma się jeszcze na nogach, to tylko dzięki adrenalinie. Na
widok Johna odczuła niewymowną ulgę i radość. Niedobrze ze mną,
pomyślała.
Położył jej ręce na ramionach.
- Wszystko w swoim czasie - powiedział spokojnie. - Jesteś cała i
zdrowa? Nic ci się nie stało?
- Nie, nic mi nie jest - odparła.
- Więc to nie twoja krew?
Popatrzyła ze zgrozą na zakrwawiony przód swojej bawełnianej
koszulki.
- N - nie, nie moja.
- Więc czyja?
- Ja... nie mam pojęcia. Kończyłam sprzątać kuchnię, kiedy ktoś
zaczął się włamywać. Złapałam nóż i dzgnęłam go w rękę, a on
uciekł.
- Zadzwoniłaś pod 911?
- Tak, skorzystałam z telefonu w biurze administratora osiedla,
jeszcze zanim zadzwoniłam do ciebie. Może powinnam zdać się na
pogotowie policyjne, ale pomyślałam...
- Bardzo dobrze zrobiłaś. Najlepiej jak można. - Spojrzenie jego
piwnych oczu ogrzało skołatane serce Elizabeth. - Cieszę się, że mnie
wezwałaś.
Podziękowała mu skinieniem głowy, ale nim zdołała się odezwać,
na parking wjechał biało - niebieski wóz patrolowy. Wysiadło z niego
dwóch umundurowanych funkcjonariuszy z notatnikami w rękach.
Szybko zbliżyli się do Elizabeth i Johna. Ten wyciągnął swą policyjną
odznakę.
Elizabeth zaczęła opowiadać, lecz jeden z policjantów
powstrzymał ją.
- Wejdzmy do środka - powiedział, wskazując głową
gromadzących się na chodniku gapiów. - Nie róbmy widowiska.
Weszli do mieszkania April. Elizabeth stąpała ostrożnie, omijając
plamy krwi na podłodze koło drzwi. Jeden z policjantów oświetlał
drogę latarką. Nóż leżał nieopodal wejścia, tam gdzie go upuściła, a
odłamki szkła dopowiedziały resztę. Dokładnie zrelacjonowała trzem
mężczyznom przebieg wydarzenia.
- Uciekł zaraz po otrzymaniu ciosu?
- Tak. Wrzasnął, wyszarpnął rękę z okna i uciekł. Wybiegłam za
nim, ale było tak ciemno, że nic nie mogłam zobaczyć. Był wysoki...
wysoki i potężnie zbudowany. Cały ubrany na czarno, w kominiarce
na głowie.
- Wybiegła pani za nim na ulicę? - Policjant popatrzył na nią z
podziwem.
- T - tak. Co innego miałam zrobić?
Policjant, zdziwiony, zerknął na kolegę i pokręcił głową, mrucząc
pod nosem: Dobrze, że nie miała rewolweru", po czym obaj
funkcjonariusze, zaopatrzeni w pomnikujące radiotelefony, zabrali się
do oględzin framugi drzwiowej i podestu za drzwiami.
John zbliżył się do Elizabeth, która stała wciąż przy wejściu.
- Na pewno nie domyślasz się, kto to mógł być? Skup się i
pomyśl.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- To musiał być zwykły włamywacz. Sąsiedzi na pewno zdążyli
się zorientować, że mieszkanie stoi puste. Ktoś widocznie postanowił
skorzystać z okazji.
John zamyślił się.
- Czy do jej mieszkania już się kiedyś włamano?
- O, tak. I to nie jeden raz. Dlatego postanowiła nie mieć w domu
nawet telewizora.
Zbliżył się jeden z policjantów i Elizabeth odwróciła się ku
niemu. Funkcjonariusz zsunął z czoła kapelusz.
- Proszę pani - powiedział. - Spiszemy oczywiście protokół, ale
nie ma wielkich szans na złapanie faceta.
Spojrzała na Johna, ale on wzruszył tylko ramionami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]