[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dzieci przyjęły zapowiedz chóralnym protestem, a Mela
nie po raz pierwszy miała wrażenie, że jest w prawdziwej
szkole. Tylko chłopczyk siedzący na wózku nadal milczał,
jakby nic do niego nie docierało. Siedział nieruchomo i nie
odrywał oczu od Scruffy'ego.
Scruffy, który bardzo ostrożnie walczył z Jimmym, nagle
puścił linę, delikatnie szturchnął przeciwnika i zaczął iść
w stronę wpatrzonego w niego chłopca. Wskoczył na stojący
przy wózku stoliczek. Chłopczyk westchnął, położył rączkę
na psie i zamknął oczy.
Na progu stanęła pielęgniarka.
- Scruffy, dla ciebie też zamówiliśmy lody.
Oczy pieska błysnęły, ogon poruszył się radośnie, ale
zwierzak nadal leżał bez ruchu.
- Rozpieszczasz go, Janice.
Pielęgniarka roześmiała się tylko.
- I kto to mówi! Melanie, dzięki, że przyszliście. Scruffy
wspaniale na nich działa. Bałam się, że dzieci będą pobudzo
ne, ale jest odwrotnie. Uspokajają się. O wiele łatwiej im
zasnąć. Za tydzień o tej samej porze?
Melanie nie odpowiedziała.
- Janice, czy Andrea dobrze się czuje?
RS
- Coraz lepiej. Bierze ostatnią chemię. Czemu pytasz?
Melanie wzruszyła ramionami.
- Właściwie sama nie wiem. Tak coś mnie tknęło,
Janice wyjęła z kieszeni elektroniczny termometr i poszła
do dziewczynki. Po kilku sekundach popatrzyła na termo
metr, pogłaskała małą po główce i wróciła do Melanie.
- Skąd wiedziałaś, że skoczyła jej temperatura? Jesteś
niesamowita.
- Sama byś to spostrzegła, kładąc ją do łóżka.
- Tak, ale dzięki tobie zyskaliśmy dobre pół godziny,
walka z infekcją zacznie się szybciej. Nie tylko Scruffy ma
podejście do chorych dzieci. Naprawdę myślę, że nauczył się
tego od ciebie. - Popatrzyła na nią żarliwie. - Melanie, masz
prawdziwy dar, wiesz o tym. Taki dar powinno się wykorzy
stywać.
Te słowa nie dawały jej spokoju w drodze powrotnej
i pózniej, gdy szczotkowała psa i powlekała nową pościel.
Od trzech łat powtarzała sobie, że dawne marzenia to
odległa przeszłość. Pogodziła się z tym. Jednak nie do końca.
Bo tak niewiele trzeba, by znowu ożyły. Propozycja Wyatta,
by sprzedać firmę, zgryzliwe uwagi Eriki sugerującej, że
handel starymi autami to dla niej jedyne możliwe zajęcie,
dzisiejsze stwierdzenie Janice.
Masz dar, który powinnaś wykorzystać.
I co z tym wszystkim zrobić?
RS
ROZDZIAA SZSTY
Słoneczny niedzielny ranek niósł zapowiedz zbliżającej
się wiosny. Wyatt podjechał pod domek Melanie, zatrzymał
auto. Nie zdziwił go widok dziewczyny, która przykucną
wszy przy klombie, wyrywała resztki uschniętych roślin.
Przyglądała się, jak wysiada z auta i idzie w jej stronę.
Duże ciemne okulary zasłaniały jej oczy, szerokie rondo ka
pelusza ocieniało twarz. Wielkie rękawice sprawiały, że wy
dawała się drobniejsza i bardziej krucha. W niczym nie przy
pominała zamaszystej, zapalczywej kobiety, jaką ujrzał,
wchodząc dwa dni temu do ich wspólnej firmy.
- Dziś nie jest poniedziałek. - Odwróciła się do rabatki.
- Zapowiedziałeś, że zobaczymy się w poniedziałek.
- W poniedziałek zobaczymy się w firmie - sprostował.
- Czy ty nie masz nic lepszego do roboty, jak ciągle
zawracać mi głowę?
Słowa brzmiały ostro, ale ton zdradzał raczej znużenie.
- Prawdę mówiąc - rzekł - mam.
- Aha.
- Myślałaś, że nie pracuję?
- Już zaczynałam się zastanawiać, czy młynami można
zdalnie sterować.
- Nie mam nic wspólnego z młynami. Wyjaśniłem ci, że
jestem tylko dalekim kuzynem tej rodziny.
RS
- Przepraszam, może coś mi się pomyliło. Czemu za
wdzięczam twoją wizytę?
- Nie mogłem się powstrzymać. - W jego głosie za
brzmiała przekorna nuta, jednak te słowa były bardzo bliskie
prawdy. Ledwie się obudził, wrócił myślą do wczorajszej
rozmowy i stwierdził, że skoro Melanie nie ma lepszego
pomysłu niż kino samochodowe, to może...
Melanie parsknęła niedowierzająco.
- Próbowałem do ciebie zadzwonić, ale nikt nie podno
sił. - Przykucnął przy niej i zajął się obserwowaniem szyb
kich, miarowych ruchów jej rąk. Między suchymi liśćmi
zieleniły się drobniutkie, wychodzące z ziemi pędy. - Co
sadzisz?
- Nic. Teraz porządkuję klomb, usuwam zeszłoroczne
resztki roślin. Dzięki temu byliny lepiej wyrosną. Widziałeś
kiedyś krokusy?
- Chyba tak. Raz w kwiaciarni.
- Gdzie pewnie kupowałeś róże.
- Masz coś przeciwko różom?
- Nie. Choć osobiście wolę kwiaty, którymi można cie
szyć się dłużej. Widzę, że już ci naprawili samochód.
- Ciągnie jak złoto. Dzwoniłaś do Brada Edwardsa?
- Tak, ale włączyła się poczta. Zostawiłam wiadomość.
- Ile zaśpiewałaś za forda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl