[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jones nie poruszyÅ‚ siê. StaÅ‚ nieruchomo. ZamruczaÅ‚a pod nosem
coS, czego Panos nie zdoÅ‚aÅ‚ dosÅ‚yszeæ. To nie miaÅ‚o znaczenia. I tak
wiedział, co ona ma do powiedzenia.
Pytia mówi, ¿e dziS musicie wyjechaæ i opowiadaæ wszystkim
o jej powrocie. Wkrótce zdarzy siê tu wiele cudów i Swiat musi o tym
wiedzieæ.
%
Pytia wybuchÅ‚a Smiechem, a raczej denerwuj¹cym rechotem i od-
sunêÅ‚a siê od Jonesa.
Jakie? zapytał Jones. Jakie cuda?
Przepowiednie przyszÅ‚oSci. Ci, którzy wiedz¹, co nast¹pi, s¹
silniejsi od tych, którzy nie wiedz¹.
Nikt ju¿ w te rzeczy nie wierzy powiedziaÅ‚ wysoki, rudy
mê¿czyzna.
JesteS gÅ‚upcem, jeSli nie wierzysz odezwaÅ‚ siê Grigoris i zro-
biÅ‚ krok naprzód, jakby rzucaj¹c mu wyzwanie.
Jakie wspaniałe rzeczy Pytia przewiduje? zapytał Jones i wpa-
trzyÅ‚ siê w ni¹. Powiedz mi coS.
To jest dar, jaki ona oferuje Swiatu i który musi byæ u¿ywany
rozwa¿nie rzekÅ‚ Panos. Nie dla twojej rozrywki.
Pytia znów zachichotaÅ‚a i wyszczerzyÅ‚a zêby.
Jones patrzyÅ‚ z pow¹tpiewaniem i Panos ju¿ miaÅ‚ upomnieæ go,
gdy usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os dochodz¹cy z zewn¹trz.
Dorian, gdzie jesteS?
To był Mandraki.
Nie zwracajcie na niego uwagi rzekł Panos.
To podstêp odezwaÅ‚ siê jeden z cudzoziemców.
Zajmê siê nim powiedziaÅ‚ Grigoris.
Poczekaj! krzykn¹Å‚ Panos, ale Grigoris zignorowaÅ‚ go.
Chwilê póxniej Panos usÅ‚yszaÅ‚ strzaÅ‚ poprzedzony wrzaskiem syna:
Nie! Nie!
Panos wybiegÅ‚ z obÅ‚oków i podbiegÅ‚ do Grigorisa, który le¿aÅ‚
twarz¹ w dół. Ukl¹kÅ‚ przy nim. GÅ‚owa jego syna byÅ‚a straszliwie
znieksztaÅ‚cona. OdwróciÅ‚ go. Twarz jego syna zamieniÅ‚a siê w krwa-
w¹ masê z kawaÅ‚kami koSci i mózgu.
Panos z przera¿eniem odwróciÅ‚ gÅ‚owê.
Ty& Ty!
Spojrzał w lodowate oczy pułkownika Mandrakiego, który stał
u podnó¿a waÅ‚u wSród zanikaj¹cej mgÅ‚y. W rêku trzymaÅ‚ karabin,
a z ramienia zwisaÅ‚ mu pas z amunicj¹.
ZabiłeS mojego syna.
DaÅ‚ siê sÅ‚yszeæ trzask broni.
Maláka zakl¹Å‚ Mandraki i wycelowaÅ‚ karabin w gÅ‚owê Pa-
nosa.
Nacisn¹Å‚ spust.
%
Na odgÅ‚os pierwszego wystrzaÅ‚u Indy rzuciÅ‚ siê na ziemiê. Con-
rad i Shannon zrobili to samo. Jedna Dorian stała wyprostowana.
Dlaczego nie uciekli st¹d, gdy mieli okazjê? Dorian zgubiÅ‚a
gdzieS pistolet i teraz chichotała jak stara wiedxma. Jaki wpływ, do
diabÅ‚a, miaÅ‚y na ni¹ te gazy? Stali i sÅ‚uchali gadania Panosa, a teraz
pojawiÅ‚ siê Mandraki.
Kolejny wystrzaÅ‚. Chryste. Co tam siê dzieje? Indy wÅ‚aSciwie nie
chciaÅ‚ wiedzieæ. ChciaÅ‚ siê znalexæ jak najdalej od tego miejsca. Teraz
jednak byli uwiêzieni pomiêdzy Mandrakim a szczelin¹. Z obu stron
czekaÅ‚a ich pewna Smieræ.
Dorian, wyjdx stamt¹d rykn¹Å‚ Mandraki.
To koniec, Indy szepn¹Å‚ Shannon. Jak tylko gazy opadn¹,
ju¿ bêdzie po nas.
Dorian zawołał znów Mandraki.
Jedyne co mogli zrobiæ, to obejSæ szczelinê i schowaæ siê w rowie.
Ale to te¿ nie byÅ‚o dobre. Byliby uwiêzieni, co równaÅ‚o siê Smierci.
Dorian zrobiÅ‚a krok naprzód. Opary zaczêÅ‚y siê przerzedzaæ i In-
dy dostrzegł niewyraxne kształty Mandrakiego.
Dorian, gdzie jesteS? wrzeszczał Mandraki. Masz wszyst-
kich trzech?
Nie odezwaÅ‚a siê. Jest Pyti¹ czy kimS podobnym? Wtedy Indy
zobaczyÅ‚, ¿e wyci¹gnêÅ‚a z kieszeni pistolet. PrzystawiÅ‚a sobie lufê
do gÅ‚owy. Bo¿e, ona zamierza siê zabiæ.
Alex! krzyknêÅ‚a. Uwa¿aj!
Po czym uniosła pistolet, wycelowała i strzeliła.
Mandraki zrobił chwiejny krok do tyłu. Jego karabin upadł z hu-
kiem na ziemiê. PuÅ‚kownik zÅ‚apaÅ‚ siê za pierS i obróciÅ‚ na piêtach.
Potem przewróciÅ‚ siê, doÅ‚¹czaj¹c do swoich ofiar.
%
21. Przyjaciele z Pary¿a
MusiaÅ‚am to zrobiæ, aby siê broniæ powiedziaÅ‚a cicho. On
by nas wszystkich pozabijał.
Indy spojrzał na wał usłany ciałami.
Dlaczego miaÅ‚by zabiæ ciebie?
Z wielu powodów. Głównie przez zazdroSæ. Panos powiedziaÅ‚
mu o nas. Poza tym zÅ‚oSciÅ‚ siê, ¿e król prze¿yÅ‚ i mnie o to winiÅ‚.
Przygl¹daÅ‚ siê jej uwa¿nie. Na twarzy Dorian nie byÅ‚o ¿adnych
zmian wywoÅ‚anych transem. ByÅ‚a spokojna i wygl¹daÅ‚a, jakby zabi-
cie kochanka ul¿yÅ‚o jej. Pistolet trzymaÅ‚a swobodnie w rêku. Indy
miaÅ‚ nadziejê, ¿e upuSci go, a wtedy on rzuci siê po niego.
Spojrzał na Shannona i Conrada, którzy stali obok. Byli tak zde-
nerwowani, jak w dniu, kiedy ich zobaczył.
Dorian wyczuła ich niepokój.
Nie patrzcie na mnie, jak bym byÅ‚a jakimS szaleñcem. Dziêki
mnie jesteScie ¿ywi.
Co zamierzasz teraz zrobiæ? zapytaÅ‚ Conrad, zbli¿aj¹c siê do
niej o krok.
USmiechnêÅ‚a siê przyjaxnie.
Wiem dokÅ‚adnie, co zrobiê, a wy trzej pomo¿ecie mi.
Conrad zrobiÅ‚ kolejny krok w jej stronê i wyci¹gn¹Å‚ rêkê.
Dobrze, Dorian. Wezmê pistolet. Nie bêdzie ci ju¿ potrzebny.
WyprostowaÅ‚a siê i wycelowaÅ‚a broñ w Conrada.
Nie b¹dx taki opiekuñczy, profesorze. Ja wiem, co robiê.
Usi¹dxcie, wszyscy. WyjaSniê wam niektóre sprawy Delf. Lubisz
historiê, prawda profesorze?
%!
USmiechnêÅ‚a siê do niego i przez chwilê Indy rozpoznaÅ‚ wyraz
twarzy, jaki widziaÅ‚ u niej, gdy stawaÅ‚a siê Pyti¹. Zacz¹Å‚ siê nad tym
zastanawiaæ i usiadÅ‚ wraz z innymi.
W staro¿ytnoSci Delfy byÅ‚y jak magnes, który przyci¹gaÅ‚ ludzi
z caÅ‚ego basenu Morza Rródziemnego zaczêÅ‚a.
To jest szaleñstwo. Trzy ciaÅ‚a le¿¹ za ni¹, a ona wygÅ‚asza wy-
kÅ‚ad, jakby znajdowaÅ‚a siê w sali Sorbony. Indy miaÅ‚ ochotê powie-
dzieæ jej, ¿eby siê zamknêÅ‚a, ale byÅ‚ pewien, ¿e wtedy zabiÅ‚aby go
z tak¹ Å‚atwoSci¹ jak Mandrakiego.
Na moc Pytii miały wpływ nie tylko gazy hipnotyczne, ale
i omfalos, tajemniczy, czarny kamieñ w ksztaÅ‚cie sto¿ka Dorian
przyjrzaÅ‚a siê sÅ‚uchaczom. Znajduje siê tam w dole w zasiêgu na-
szych r¹k. ZnalazÅ‚ go, Indy a ja chcê go mieæ.
W jaki sposób zamierzasz go wydostaæ? zapytaÅ‚ Shannon,
graj¹c rolê zainteresowanego studenta.
Ty i profesor opuScicie swojego przyjaciela na linie. Bêdzie
miaÅ‚ okazjê udoskonaliæ archeologiczne zdolnoSci i wydobyæ jedno
z najcenniejszych znalezisk wszech czasów.
OdwróciÅ‚a siê w stronê Indy ego.
Zgadzasz siê na to?
Jakby miał jakiS wybór.
Nie widzê tu ¿adnej liny.
Przyniesiesz j¹. Idx do magazynu. Linê i moje narzêdzia znaj-
dziesz na stole. I poSpiesz siê nagle jej gÅ‚os staÅ‚ siê surowy. JeSli
jednak nie wrócisz w ci¹gu piêtnastu minut, twoi przyjaciele doÅ‚¹cz¹
do reszty. Rozumiesz?
Nie musisz mi groziæ, Dorian.
USmiechnêÅ‚a siê i rysy jej twarzy staÅ‚y siê miêksze.
Lubiê ciê, Indy. Przykro mi, ¿e muszê robiæ to w ten sposób. Ale
nie mam wyboru. Bez pistoletu nie mogÅ‚abym liczyæ na twoj¹ pomoc.
Indy szybko wyszedÅ‚ ze Swi¹tyni, mijaj¹c ciaÅ‚a Panosa, Grigori-
sa i Mandrakiego. Pêdem przeszedÅ‚ przez ruiny w stronê leSnej Scie¿-
ki, która prowadziÅ‚a do magazynu. Powinien powiedzieæ komuS, co
siê staÅ‚o, ale nie bêdzie miaÅ‚ czasu, aby iSæ do wioski albo gdzieS
indziej. Musi siê Spieszyæ, ¿eby zabraæ sprzêt i wróciæ na czas.
Na stole znalazÅ‚ tê sam¹ linê, na której wyci¹gniêto go z rozpa-
dliny. Obok niej le¿aÅ‚ plecak Dorian z narzêdziami. Ze sposobu, w jaki
rzeczy byÅ‚y uÅ‚o¿one, zorientowaÅ‚ siê, ¿e musiaÅ‚a sobie wszystko za-
planowaæ. MusiaÅ‚a te¿ zaplanowaæ zabójstwo Mandrakiego. Ta ko-
bieta byÅ‚a naprawdê Lodowat¹ Królow¹ zimnokrwistym zabójc¹.
%"
RozejrzaÅ‚ siê po magazynie. Wszystko wokół wygl¹daÅ‚o bez
zmian. PodszedÅ‚ do szafki Dorian i zobaczyÅ‚, ¿e rozkÅ‚ad oparów wci¹¿
tam wisi. Nastêpna emisja miaÅ‚a nast¹piæ o piêtnastej czterdzieSci
dziewiêæ. Powinno wystarczyæ czasu na wydobycie omfalosa, czy
cokolwiek to było. Ale Indy ego te opary tylko denerwowały. Wiele
razy wdychał gazy i nigdy nie odczuwał niczego szczególnego. Zu-
peÅ‚nie jak spacer we mgle, nic wiêcej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]