[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapuści. To planeta-więzienie i jej mieszkańcy zrobią wszystko, żeby zdobyć jakiś
pojazd i wydostać się stamtąd. Lądowanie w ich porcie to najlepszy sposób, żeby stracić
statek.
Nie zamierzam tam lądować, a w każdym razie nie statkiem. Miałem już
gotowy plan. Zamierzałem użyć tego samego sposobu, co bohater historii opowiedzianej
mi przez ojca. Jest jeszcze kapsuła ratunkowa. Można ją wyposażyć w mechanizm
powrotny, jeśli ma posłużyć tylko jednej osobie.
Ryzk popatrzył na mnie. Przez dłuższą chwilę milczał, a potem zgłosił kolejne
zastrzeżenie.
Nawet przebywanie na orbicie może być niebezpieczne. Skąd wiesz, że nie
mają jakichś ulepszonych ścigaczy abordażowych? Poza tym, który z nas ma polecieć
na dół i po co?
Ja... chcę odwiedzić Sornuff.
Zrobiłem, co mogłem, żeby poprawnie wymówić tę dziwaczna.] zbitkę
samogłosek i spółgłosek, składającą się na nazwę miasta.
Wiedziałem jednak, że dla Terranina to zadanie ponad siły. Sororisanie byli rasą
człekopodobną, ale nie pochodzili od Terran, nawet nie od zmutowanych terrańskich
kolonistów.
Skarby świątyni! Błyskawicznie zorientował się, o co mi chodzi. Jak
przystało na Wolnego Kupca, posiadał gruntowną wiedzę na temat obyczajów różnych
ludów.
51
Trafiłeś potwierdziłem, chociaż zdawałem sobie sprawę, że zapewne
pokładam zbyt wielkie zaufanie w tym, co kiedyś powiedział mi ojciec.
Postój na orbicie wypadłby gdzieś w okolicach bieguna... głośno myślał
Ryzk. To oznacza, że cały czas trzymalibyśmy się z dala od tras prowadzących do
portu. Co do kapsuły ratunkowej, to rzeczywiście można ją przystosować do ponownego
startu. Tylko że tego rodzaju przeróbek raczej nie dokonuje się w przestrzeni kosmicznej
wzruszył ramionami.
Potrafisz to zrobić?
Nigdy nie uważałem się za złotą rączkę. Jeśli Ryzk również nie miał potrzebnych
umiejętności, to należało wymyślić jakiś inny sposób dostania się do Sornuff. Tyle, że
ten inny sposób zapewne byłby o wiele bardziej ryzykowny.
Zobaczę powiedział krótko.
To mi wystarczyło. Wolni Kupcy z racji swego trybu życia byli o wiele bardziej
wszechstronni od większości ludzi kosmosu. Pracownicy dużych, regularnych linii
specjalizowali się w wąskich dziedzinach, odpowiadających zakresowi ich obowiązków
i tylko tego od nich wymagano. Natomiast członkowie załóg statków trampowych
musieli w razie potrzeby wykonywać różne zadania.
Kapsuła ratunkowa musiała kiedyś przejść kilka kapitalnych remontów, o czym
świadczyły znaki na plombach. Należała do pierwotnego wyposażenia jednostki i była
przeznaczona do przewozu pięciu pasażerów, toteż wydała nam się bardzo przestronna.
Ryzk wprawnymi ruchami rozmontował tablicę sterowniczą i mrukliwie stwierdził, że
maszyna jest w lepszym stanie niż oczekiwał.
Nagle uświadomiłem sobie, że Eet podobnie jak na Lorgalu powstrzymuje się od
komentarzy i sugestii. To było trochę niepokojące, a nawet budziło złe przeczucia. Czy
mutant cały czas czytał moje myśli? I czy wobec tego orientował się, że postanowiłem
działać samodzielnie? Zastanawiałem się, czy Eet posiada dar jasnowidzenia. Dotychczas
nie wiedziałem, gdzie leży granica jego nadnaturalnych zdolności. Bez przerwy
zaskakiwaÅ‚ mnie czymÅ› nowym, jak wtedy na àebie. JeÅ›li istotnie byÅ‚ jasnowidzem,
to czy dopuściłby, żebym wpakował się w tarapaty, z których tylko on mógłby mnie
wyciągnąć? To ostatecznie ujawniłoby prawdziwą naturę więzi miedzy nami. Uznając
Eeta za swego mistrza, sam musiałbym się pogodzić z pozycją ucznia. Mutant wciąż
milczał, uniemożliwiając mi jakikolwiek telepatyczny kontakt. Nie zajrzał nawet do
śluzy, w której pracował Ryzk ze mną w charakterze niezdarnego pomocnika. Obaj
przygotowywaliśmy się do wejścia w obcy, wrogi świat, gdzie: miałem przeprowadzić
nadzwyczaj ryzykowne przedsięwzięcie. Zacząłem podejrzewać, że Eet obmyśla jakąś
skomplikowaną intrygę. Utwierdziło mnie to w postanowieniu, aby działać samemu, bez
uciekania się do jego pomocy. Chciałem udowodnić, że ja również potrafię wykonywać
błyskotliwe posunięcia.
Z drugiej strony, zamierzałem wykorzystać w swych planach coś, czego mnie
nauczył, choć świadomość, że jemu zawdzięczam tę umiejętność była dość irytująca.
52
Iluzoryczne przebranie pozwalało doskonale ukryć prawdziwą tożsamość, toteż
systematycznie ćwiczyłem umysł i wolę, powodując krótkotrwałe przemiany. Wkrótce
stwierdziłem, że drobne modyfikacje wyglądu, takie jak blizna, która kiedyś kosztowała
mnie tyle wysiłku, potrafię utrzymywać praktycznie tak długo, jak chcę. Więcej kłopotu
sprawiała mi całkowita transformacja, na przykład zmiana rysów. Musiałem ciężko
pracować, żeby uzyskać choćby efekt rozmycia konturów twarzy, który pozwoliłby
mi przez pewien czas pozostać niezauważonym w tłumie. Pozbawiony wsparcia Eeta,
chwilami traciłem nadzieję, że uda mi się kiedykolwiek w pełni opanować tę sztukę.
wiczenie, powiedział Eet, jest warunkiem jakiegokolwiek postępu. Toteż
wykorzystywałem wolny czas najlepiej, jak mogłem, zamykając się w kabinie z lustrem,
niemym świadkiem moich sukcesów i porażek.
W głębi duszy liczyłem na to, że iluzja pomoże mi prześlizgnąć się przez straże
Bractwa w każdym cywilizowanym porcie. Zapewne nie było ich na Sororis, ale
jeśli udałoby mi się tam zdobyć jakiś cenny towar, to musiałbym dostać się na jedną
z wewnętrznych planet i tam go sprzedać. Kamienie o nieustalonej wartości można było
zbyć wyłącznie na aukcjach organizowanych dla wielkich przedsiębiorców. Handlując
nimi pokątnie, trzeba się było liczyć z konfiskatą na podstawie donosu jednego z licznych
informatorów, otrzymujących procent od ceny sprzedażnej skonfiskowanych klejnotów.
Nawet jeśli kamienie zostały uczciwie kupione na jakiejś dotychczas nieznanej planecie,
niezapłacenie przez właściciela podatku licytacyjnego powodowało, że traktowano je
jak kontrabandÄ™.
Tak więc połowę dnia spędziłem, asystując nieudolnie Ryzkowi, a przez resztę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]