[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dbać o zdrowie?  Uniosła brwi.  Też mi coś! W końcu każdy, kto
żyje bez miłości jest jakby... chory.
 Proszę, proszę, piękne sentencje.  Evan przyjrzał się jej z uznaniem.
ChwilÄ™ oboje milczeli.
 No a jak tam z tobą?  podjął Evan.  Czy ty byłaś już kiedyś...
 Byłam  szybko odpowiedziała.
 W kim?
60
RS
 Powiem ci, dlaczego nie. Nazywał się Leo Fitzmeyer.
Evan uniósł jedną brew.
 Leo Fitzmeyer... Brzmi to niezle.
 Uhm... Co prawda to dawne czasy. Było to jeszcze na początku
mojego pobytu w college'u. ZresztÄ… wszystkie dziewczyny z naszego roku
kochały się w Fitzmeyerze. Bo piękny był ten Leo.
 Szczęściarz.  Evan pokiwał głową, po czym przysunął się bliżej
Marcy.
W niej zadzwoniły różne dzwonki alarmowe. No tak, pomyślała, ale
przecież sama tego chciałaś. Wywołałaś temat miłości i masz tego skutki.
 A co się dzieje z owym Leo teraz?  spytał Evan.
 Mieszka w Nowym Jorku.  Marcy spróbowała się nieco odsunąć. 
Otworzył na Manhattanie elegancką fryzjernię. Zwietnie prosperuje.
 O!  Skinął głową.  Rozumiem.
 Leo ma żonę, która go kocha i trójkę udanych synków. Ostatnio
pracują nad córeczką, o ile wiem.
 To dość przyjemne, z tego co wiem.  Evan uśmiechnął się.
Marcy nie spuściła oczu. Wcale nie żenował jej taki temat.
 A ty lubisz czy nie lubisz dzieci?  zapytała.
 Lubię, lubię.  Wzruszył ramionami.  Nie mogę się, na przykład,
doczekać chwili, kiedy zostanę stryjkiem. Nie wątpię, że Jacob i Clair
postarają się dla mnie wkrótce o jakichś bratanków.
 Serio?  Zmrużyła oczy.  Mówisz serio?
Zanim zdążył coś odpowiedzieć, wewnątrz domu wybuchły głośne
śmiechy. Oboje spojrzeli w tamtą stronę. Widocznie zaczęła się ta gra, którą
zapowiadała Clair.
61
RS
 Pójdziemy?  zapytał Evan.  Masz szansę, Marcy, że napiszę dla
ciebie jakiś wiersz.  Chodz.  Pociągnął ją za rękę.  No, chodz!
62
RS
ROZDZIAA SZÓSTY
Droga Marcy!
Mieszkam wśród tych samych ciągle ścian i mebli od prawie
dwudziestu lat! Chciałabym coś zmienić, ale nie mogą się na nic zdobyć.
Brakuje mi pomysłów, zachęty... Nie podrzuciłabyś mi czegoś, Marcy?
Bardzo ciÄ™ proszÄ™.
Tina z Tulsy
Przyjemnie było znowu sięgnąć po narzędzia. Praca z brygadą, pośród
grania pił i zapachu świeżo ciętego drewna  wszystko to sprawiało Evanowi
satysfakcję, jakiej by na pewno nie osiągnął na żadnej posadzie, siedząc za
biurkiem.
W ciągu tygodnia doprowadzili kaplicę do stanu surowego. Zdążyli też
wykonać wszystkie niezbędne instalacje elektryczne.
Evan otarł czoło. Zatknął za swój pas monterski młotek i spoglądał, jak
jego brygadzista, Tom, daje znaki operatorowi małego dzwigu. Kładziono
ostatnie belki więzby dachowej.
Kątem oka dostrzegł Marcy, która w skupieniu próbowała pędzlem
różnych kolorów farby na surowych belkach. Szukała najodpowiedniejszego.
Tak była zatopiona w swej czynności, że zdawała się zupełnie nie wiedzieć,
co dzieje się dookoła.
To zle, uznał Evan i rozejrzał się, sprawdzając, czy w pobliżu nie kręci
się nikt niepowołany. Powinna być bardziej czujna... Czyżby zapomniała, że
jej szefowa tropi ją przez wynajętego człowieka? Na szczęście ja tu jestem,
pomyślał i to go uspokoiło.
To, że Marcy dołączyła do brygady Evana, początkowo złościło jego
współpracowników. Nie czuli się swobodnie, musieli uważać na to, co
63
RS
mówią. Bo, na przykład, nie klnie się przy damach... Po paru dniach oswoili
siÄ™ jednak i zaakceptowali jakoÅ› pannÄ™ Pruitt.
Niektórzy zaakceptowali ją nawet zanadto, jak uznał Evan. O, na
przykład, ten mały pomocnik, James... Idzie właśnie z puszką wody sodowej
w stronę Marcy. Proponuje jej napój, a Marcy z wdzięcznością ją
przyjmuje... Czemu ona się tak uśmiecha do tego Jamesa?
Od paru dni wszyscy widzą, że ten chłopak smali po prostu cholewki do
Marcy. Trzeba go będzie porządnie zniechęcić. Evan aż zgrzytnął zębami.
Obserwując od tygodnia Marcy, tutaj, na budowie kaplicy, można było
się zorientować, gdzie w ogóle tkwią zródła sukcesu życiowego tej kobiety.
Otóż miała ona zdolność zarażania ludzi swym entuzjazmem. Cieszyła się
każdym drobiazgiem, podziwiała różne oczywistości, znajdując w nich małe
cuda.  O, jaka piękna ściana, jak dobrze idzie wam robota, co za niezwykłe
gwozdzie".
Wszędzie się wtrącała, trochę zawadzała, ale ostatecznie mobilizowała
zespół.
Evan zastanowił się, czy była typem entuzjastki również... w innych
sprawach.
On i ona pozostawali cały czas przyjaciółmi, nikim więcej. Wynikało to
z jej, nie z jego nastawienia. Owszem, spotykali się także i po pracy, zjadali
wspólne kolacje, rozmawiali o różnych rzeczach, ale potem  potem Marcy
życzyła mu dobrej nocy i szła spać do siebie.
Coraz częściej pojawiała się w snach Evana... I były to gorące sny. No
tak, ale na jawie wciąż dzielił ich ten dystans, którego Marcy nie pozwalała
mu zmniejszyć... Właściwie nie wiadomo, dlaczego: oboje byli dorośli, po-
dobali siÄ™ sobie, nie byli z nikim zwiÄ…zani.
A więc właśnie: dlaczego?
64
RS
Evan przypatrywał się teraz Marcy, jak przytyka puszkę z wodą do ust i
pije. Poczuł nagłe pożądanie, gdy zaczęła oblizywać górną wargę.
Odwrócił się, złapał za młotek, który miał u pasa, wyciągnął go i z
rozmachem wbił kolejny gwózdz w belkę.
Ależ oczywiście wiedział dlaczego! Ponieważ z tą Marcy nic nie było
proste. Nie była to kobieta zdecydowana na łatwą przygodę. Evan czuł, że
ona szuka w życiu czegoś więcej. Zapewne chciałaby mieć już dom, gniazdo,
rodzinę. Dzieci. Natomiast on nie czuł się jeszcze gotów do takich rzeczy. I
nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie gotowy!
Marcy po ślubie Clair wróci do Los Angeles, a on pojedzie na swą
kolejną budowę... I ona zgaduje, że tak będzie. Również dlatego trzyma się
od niego z daleka.
A jeśli (tu nowy domysł przeszył głowę Evana), jeśli ona w ogóle jest
jeszcze dziewicą?! I stąd jej ostrożność?
Nie daj Boże mieć do czynienia z dziewicą, zasępił się Evan. Ileż to
cackania się, i jak łatwo taką urazić, albo i skrzywdzić. Marcy wydaje się
taka krucha... Prawie jak z porcelany. Zasługuje na kogoś zdecydowanie
lepszego niż ja, podsumował Evan.
Z desperacją łupnął młotkiem, wbijając w belkę następny gwózdz aż po
główkę.
Mimo dobrej woli skupienia się na robocie, odłożył młotek i wrócił
ukradkiem do obserwowania Marcy. Ocenił, że jest pociągająca nawet w
kasku budowlanym i w kombinezonie.
Po chwili zauważył Jamesa. Chłopak, zamiast piłować, stukać i
heblować, znów znalazł się w pobliżu obiektu swoich westchnień.
No nie, tego już za wiele. Evan złapał swój młotek, wsadził go za pas i
ruszył w ich stronę.
65
RS
Praktykant na widok szefa szybko zrejterował.
Natomiast Marcy rozpromieniła się.
 Zwietnie, że jesteś  powiedziała.  Właśnie chciałam cię zapytać, co
myślisz o tych  pokazała głową  próbkach kolorystycznych.
Owszem, powiedziałby jej, co myśli, ale raczej o czymś innym... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl