[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ponieważ Roberta wydawała się szczerze zainteresowana
jego opowieściami i trochę dlatego, że zależało mu na
wszechstronnym wykształceniu córki, hrabia Wentworth
zabierał ją często do galerii na Montmartrze i w innych
dzielnicach Paryża, gdzie impresjoniści wystawiali swoje
prace. I mimo iż niektóre z nich wydały się Robercie
niezrozumiałe, w wielu odkrywała nie znane dotąd piękno.
Potrafiła także dostrzec i docenić niespotykaną koncepcję
światła, którym obrazy te wydawały się nasycone aż do głębi.
O wiele pózniej, w czasie afrykańskiej wyprawy, wydawało
jej się nieraz, że rozpoznaje to światło o pewnych porach dnia
na pustyni.
Roberta domyślała się, dlaczego impresjonizm wywarł na
jej ojcu tak wielkie wrażenie. Zdawała sobie sprawę, iż jest on
człowiekiem otwartym na nowe idee, który odrzuca wszystko,
co konwencjonalne i skostniałe. Unikalna technika tworzenia
obrazów, którą posługiwali się przedstawiciele tego nowego
nurtu, stanowiła zaprzeczenie wszystkiego, co do tej pory
uznawane było w sztuce za kanon piękna. Hrabia Wentworth
kupił kilka obrazów, które szczególnie przypadły mu do gustu,
a gdy wyruszał w podróż do Afryki, oddał je na przechowanie
razem z innymi swoimi rzeczami. Roberta wiedziała, że płótna
te należą teraz do niej. Nieraz marzyła, że gdy wreszcie będzie
miała swój dom, powiesi je na honorowym miejscu w salonie,
na przekór tym wszystkim, którzy będą mówić, że wolą
tradycyjny sposób ujmowania rzeczywistości.
Stała tak, rozmyślając nad rzędami obrazów, kiedy nagle
dobiegł ją glos Adama z kuchni:
- Zrobiłem kawę dla pani! Na pewno także jest pani
głodna!
Istotnie, Roberta przypomniała sobie, że od momentu
opuszczenia Blue River nie miała nic w ustach.
- Dziękuję serdecznie - odpowiedziała. - Rzeczywiście
umieram z głodu pomimo zmęczenia!
- Bardzo jestem ciekaw, skąd pani pochodzi i w jaki
sposób znalazła się pani tutaj - mówił Adam podsuwając jej
krzesło.
Rozglądając się po kuchni Roberta uznała, że
pomieszczenie to nie wygląda na zbyt często używane.
Widocznie gospodarz nie był entuzjastą sztuki gotowania, w
przeciwieństwie do innego rodzaju twórczości.
- Prowadzę tu typowo kawalerskie gospodarstwo -
powiedział malarz, jakby czytając w jej myślach. - Kiedy już
robi się zbyt ciemno, aby malować, idę do pobliskiej gospody
na kiełbaski na gorąco. Jeśli zaś jestem głodny w ciągu dnia,
szykuję sobie kanapkę z szynką!
- Nie wydaje mi się, aby to była odpowiednia dieta dla
mężczyzny! - zauważyła Roberta.
Adam roześmiał się.
- %7łyje mi się na niej całkiem dobrze. Za to pani syn
wygląda na trochę zabiedzonego!
- Wiem o tym - odpowiedziała Roberta szybko. - I to jest
między innymi powód, dla którego postanowiliśmy przenieść
się z miejsca, w którym mieszkaliśmy dotychczas, do San
Francisco!
- Czy była pani kiedyś w tym mieście?
Roberta potrząsnęła przecząco głową. Potem obawiając się
dalszych pytań, które mogły sprawić jej sporo kłopotu,
postanowiła skierować rozmowę na inny temat.
- Proszę mi powiedzieć, jak to się stało, że wybrał pan
impresjonizm - zagadnęła Adama. - Przyznam się, że nigdy
nie spodziewałam się, iż spotkam na kontynencie
amerykańskim malarza impresjonistę!
- Zawsze chciałem malować w ten sposób - odparł
malarz. - Dopóki nie ujrzałem obrazów impresjonistów
paryskich byłem pewien, że jestem odosobniony w swoich
poglądach.
- Był pan w Paryżu? - niemal wykrzyknęła Roberta.
Nagle wydało się jej, że wspaniale będzie porozmawiać z
kimś, kto oglądał te same wystawy, co ona kiedyś. I wtedy
ujrzała, że Danny zasnął, opierając głowę na złożonych na
blacie stołu rękach.
- Nie chciałabym sprawiać panu kłopotu - powiedziała
cicho do malarza - ale czy nie znalazłoby się dla nas trochę
miejsca, gdzie moglibyśmy przespać się do rana? Nie jesteśmy
bardzo wymagający, wystarczy nam kawałeczek miejsca
gdzieś na podłodze!
- Byłby doprawdy bardzo złym gospodarzem, gdybym nie
odstąpił swojego łóżka tak strudzonym wędrowcom - odrzekł
Adam, - Proszę się nie obawiać: w tym domu starczy miejsca
dla nas wszystkich!
Wziął Danny'ego na ręce i niosąc go ostrożnie przeszedł
na drugą stronę salonu, gdzie kolejne drzwi prowadziły do
niewielkiej sypialni. Pod jedną ze ścian stało łóżko, a pod
drugą - tapczan.
- Kiedy jest ciepło, śpię zazwyczaj na werandzie -
wyjaśnił Adam szeptem. - Ostatnio noce były jednak jeszcze
dość chłodne.
Położył Danny'ego na tapczanie podkładając mu pod
głowę małą poduszkę. Potem podszedł do komody, która
stanowiła jedyny oprócz łóżek mebel w sypialni i wyjął z
jednej z szuflad wełniany pled.
- Myślę, że będzie chłopcu pod nim ciepło - powiedział.
- Na pewno tak - odparła cicho Roberta. - Dziękuję panu
bardzo.
- Jeśli wolno mi coś zaproponować - zaczął Adam - to
niech pani teraz rozbierze małego i ułoży go do snu, a potem
przyjdzie do mnie do kuchni. Chciałbym usłyszeć coś więcej o
pani losach. Przygotuję więcej kawy. Zdaje mie się, że mam
też jakieś jajka i jeszcze trochę szynki...
- To brzmi bardzo zachęcająco - uśmiechnęła się Roberta.
- Proszę jednak pozwolić, że przyrządzę je sama. Jestem
niezłą kucharką.
- To najlepsza wiadomość, jaką słyszałem ostatnio! -
powiedział ożywiając się wyraznie. - Muszę przyznać, że
kiełbasa, którą jadłem dziś na kolację, nie była zbyt smaczna!
Roberta roześmiała się cicho, a malarz wyszedł z pokoju,
zamykając za sobą cicho drzwi.
Przebranie Danny'ego w nocną koszulę nie zabrało
dziewczynie zbyt dużo czasu. Chłopiec spał tak głęboko, że
nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Roberta przykryła go
ciepłym pledem, będąc pewna, że mały będzie spał jak kamień
aż do samego rana. Zdjęła kapelusz przed wiszącym nad
komodą lustrem.
- Mieliśmy dużo szczęścia, że udało nam się znalezć tak
dobry nocleg - powiedziała do siebie poprawiając włosy.
Musiała też przyznać w duchu, że spotkanie z
tajemniczym nieznajomym z pociągu sprawiło jej
przyjemność. I pomyśleć, że kiedyś sama pragnęła z nim
porozmawiać!
Roberta była szczęśliwa, że udało się jej uniknąć
towarzystwa natarczywego woznicy. Była całkiem pewna, że
to ojciec, czuwając nad nią z zaświatów, podsunął jej sposób
ucieczki z gospody.
- Dziękuję ci, ojcze - szepnęła cicho.
Z bezwiednym uśmiechem na ustach otworzyła drzwi
sypialni i udała się z powrotem do kuchni, gdzie czekał na nią
Adam.
Kiedy już zjedli przygotowany przez Robertę omlet z
szynką, Adam powiedział:
- To było pyszne! Miała pani rację twierdząc, że jest
znakomitą kucharką!
- Dlaczego nie zatrudni pan kogoś, aby gotował panu i
zajmował się domem? - spytała Roberta myśląc o tym, jak
bardzo przydałaby się tutaj pani Ski.
- Nie zniósłbym, gdyby jakaś kobieta robiła mi bałagan w
moich rzeczach i przestawiała obrazy - odparł malarz. - Poza
tym nie zawsze mógłbym sobie na to pozwolić.
Roberta spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdyż
wydawało jej się, że domek, jakkolwiek zbudowany z
prostych, nie ociosanych bali, był dość dostatnio umeblowany,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]