[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jak leci? - zapytał Skowronek.
- Zgodnie z planem. Co słychać na  Diabolo ?
- Odwiedził ich szef. Chyba zaczną robotę.
- Co robią Rosjanie?
- Najpierw zrobili tak, jak pan przewidział, potem zakotwiczyli się we Władysławowie
i nudzą się.
Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Przyjazd Batury mógł oznaczać dla mnie
tylko kłopoty. Michałowi na dzwięk nazwiska Batury nawet nie drgnęła powieka, ale w jego
oczach dostrzegłem wesołe błyski, pewnie na wspomnienie naszego spotkania w
Bieszczadach.
- Zaczynamy! - Danielle zaklaskała w dłonie.
Mister Sebedian został na pokładzie  Diabolo , a my wszyscy przenieśliśmy się ze
sprzętem na pokład  Filadelfii . Okręt odczepił się od  Diabolo i zeszliśmy prawie na samo
dno.
- Dzisiaj pracujemy dwójkami - poinformowała Danielle. - Polacy dokonają zwiadu i
wrócą, by wkroczyć w ostatnim etapie operacji.
Posłusznie założyliśmy z Michałem butle i osprzęt. Weszliśmy do śluzy i czekaliśmy
na wyrównanie ciśnienia i napełnienie pomieszczenia wodą. Gdy szum w kabinie był bardzo
głośny, Michał nachylił się do mojego ucha.
- Wiejemy dziś wieczorem? - zapytał.
- Tak.
- A co z tym? - wykonał ruch ręką wskazując głębię wokół nas.
- Jak uciekniemy, to albo skupią się na ściganiu nas, albo rozpoczną pospieszną
eksplorację.
- Trzeba coś zrobić z Baturą - Michał pokręcił z niezadowoleniem głową. - Tak czy
inaczej tracimy. Co z tego, że Batura nas nie wyda, skoro ty jesteś poszukiwany przez policję?
Poziom wody sięgał już naszych bród. Włożyliśmy ustniki i maski. Wrota śluzy
otworzyły się i wpłynęliśmy w ciemną, zielonkawą przestrzeń. Bardzo szybko dotarliśmy do
dziobu  Wilhelma Gustloffa . Statek częściowo leżał na lewej burcie. Zródokręcie rozryte
dziurami od wybuchów spoczywało oderwane od dziobu i rufy, które jeszcze miejscami
trzymały pion. Na prawej burcie dziobu widzieliśmy dwie kotwice i dwie litery z nazwy
statku. Na jednej trzeciej długości od rufy wrak był w dobrym stanie. Płynąc wzdłuż prawej
burty w kierunku rufy widzieliśmy wnętrze potargane wybuchami, masę poskręcanego
żelastwa. Spojrzałem na Michała, a ten ze smutkiem pokręcił głową. Była tylko jedna szansa
dotarcia do ładowni - przez szyb.
Patrzyliśmy na relingi porośnięte muszelkami i wodorostami, a potem dotarliśmy do
pokrywy luku rufowej ładowni. O dziwo, belki przywiązane do pokładu linami i nie
pozwalające odchylić się ogromnej płachcie brezentu, wszystko to było w doskonałym stanie.
Michał wyciągnął z pochwy na łydce nóż i najpierw wyciął dwie pionowe kreski, które
połączył na dole trzecim cięciem. Potem chwyciłem wolny kraniec materiału i mój przyjaciel
odciął go. Droga w głąb szybu była otwarta. Spojrzałem na zegar. Mieliśmy jeszcze sześć
minut pracy. Pokazałem partnerowi dłonią, że zejdę pierwszy. W wąskim luku latarka ledwo
rozświetlała czerń na odległość metra. W pewnym momencie gadżet od Findera zaczął
mrugać pomarańczowym światełkiem. Oznaczało to, że muszę zatrzymać się na tej
głębokości, żeby nie ulec potem chorobie kesonowej. Obliczyłem, że muszę zejść jeszcze trzy
metry i będę na poziomie drzwi ładowni. Postanowiłem zaryzykować. Po chwili znalazłem się
w szerokim na cztery i długim na trzy metry pomieszczeniu - przedsionku ładowni. Na
bocznej ścianie były drzwi, a na wprost podwójne wrota ładowni. Obok mnie pojawił się
Michał i z wyrzutem w oczach wskazał na mój migający gadżet. O dziwo, jego urządzenie
było nad wyraz spokojne. Lekceważąco machnąłem ręką. Michał ponownie wyjął nóż i
wprowadził go w szparę pomiędzy drzwiami. Delikatnie przeciągał nim w dół co chwila
wyjmując go. Potem to samo robił przy framugach. Niezadowolony machnął ręką. Teraz
pospiesznie wycofaliśmy się. Gdy wypływaliśmy z szybu w dole, przy śrubie mignęło mi w
oczach jakieś światełko. Nie mieliśmy czasu tego sprawdzić, tylko gnaliśmy w stronę
 Filadelfii . W śluzie, gdy tylko opadł poziom wody, Michał zdarł z twarzy maskę.
- Ty wariacie! - krzyknął na mnie. - Co ty myślisz?! Masz płuca jak miechy
kowalskie?! Nigdy więcej z tobą nie nurkuję! Ani myślę pózniej wyciągać z wody trupa i
nosić kwiatki na twój grób!
- Spokojnie - uniosłem dłoń. - Nie mogłem zatrzymać się, bo i ty musiałbyś czekać
razem ze mną. Stracilibyśmy cenny czas... Wrota są zaminowane? - zapytałem.
- Pewnie - mruknął. - Musi być jakieś inne wejście do ładowni. Ktoś od wewnątrz
założył ładunki, a potem wyszedł zapewne zostawiając kolejną zmyślną pułapkę.
- A od śródokręcia?
- Pewnie tamtędy tak. Pamiętam ze szkiców, które przyniosłeś, że tylna ładownia była
połączona przejściem z chłodnią i kuchnią. Tamte rejony statku zostały już zniszczone po
rosyjskim ataku torpedowym. Ciekawe, czy na  Diabolo znajdziesz ochotników do
przedzierania się przez złom?
- Od dna?
Michał nie zdążył odpowiedzieć, gdyż ustało odpompowanie wody i luk do wnętrza
okrętu podwodnego otworzył się. Pierwsza przywitała nas Danielle.
- I co? - dopytywała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl