[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapytał ze śmiechem. Przechodnie popatrzyli na Charley z
zadziwieniem. - Albo szpiegiem?
Charley była dumna z siebie, że nawet nie zwolniła kroku.
Zdecydowanie maszerowała w kierunku następnego
skrzyżowania. Reese dogonił ją i odwrócił twarzą do siebie.
- Daj spokój, Charley. Znam cię dobrze. Wiem, jaka
jesteś, i nie odstręczysz mnie niczym - powiedział, patrząc jej
w oczy.
- Zdziwiłbyś się - powiedziała Charley cicho,
uśmiechając się.
- To znaczy?
- Nic nie znaczy - zdecydowanym krokiem szła dalej. W
dwóch skokach był przy niej.
- Ucieczką nigdy niczego nie załatwisz.
- Ale przynajmniej unikam konfrontacji - przygryzła
wargę, dziwiąc się, że w ogóle zdołała wydobyć głos.
Nadszedł moment, by zrobić co należy:
- Słuchaj, Reese, przeszkadzasz mi.
To obcesowe stwierdzenie zdziwiło go. Wydawało mu się,
że między nimi układa się coraz lepiej.
- Miałem nadzieję, że między nami wszystko będzie
dobrze - powiedział, zirytowany i zmartwiony jednocześnie.
Skręcili właśnie na wschód, na Sześćdziesiątą Piątą ulicę.
Charley przyspieszyła kroku, zbierając siły, by nie wypaść z
roli. To była gra, czuła się jak na scenie.
- Myliłeś się - powiedziała. - Nie będzie dobrze. Za
bardzo się różnimy.
- Co masz na myśli? - Tym razem nie miał zamiaru dać za
wygraną i postanowił dowiedzieć się, kogo lub co ma
przeciwko sobie. Sam nawet modlitwą nie rozwiąże tego
problemu.
- Ja lubię skakać z wieżowców, a ty lubisz rozwieszać
siatki ochronne.
- Co to za bzdury - złapał ją za rękę, gdy otwierała drzwi
budynku, w którym mieszkała. Zmierzyła wzrokiem
trzymającą ją dłoń. Reese rozluznił uścisk. Charley weszła do
hallu i zdrętwiałym palcem nacisnęła przycisk windy.
- To nie bzdury. To znaczy, że ty lubisz, żeby wszystko
było bezpieczne, uładzone, możliwe do przewidzenia. - Winda
nadjechała i Charley weszła do środka. Ku jej rozpaczy Reese
zrobił to samo. Nie mogła się go pozbyć. - A ja się czuję jak w
klatce - ciągnęła, starając się, by zrozumiał. - Ja lubię emocje,
nawet niebezpieczeństwo. - W zapamiętaniu bezwiednie
zdradziła, co jej przeszkadzało w ich związku. Tak było
naprawdę - woda i ogień. Dwie skrajności. - Reese, czemu nie
możesz tego pojąć? - drzwi windy otworzyły się, a Charley
błagała niebiosa, by Reese nie poszedł za nią. Nie została
wysłuchana.
- Jedyne co rozumiem - powiedział - to to, że pozwalasz,
by ominęło cię coś cennego, bo się boisz. Boisz się siebie,
mnie, związania się, wszystkiego. Ale ja nie zrezygnuję,
dopóki nie zmuszę cię do rozmowy o tym.
- Właśnie rozmawiamy - upierała się.
- Ale ty nie mówisz wprost - powiedział, starając się
zachować cierpliwość. - Może wcale nie jestem taki stateczny
i łatwy do przewidzenia, jak mogłoby ci się wydawać. Pomyśl
o tym.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała zdziwiona.
Uśmiechnął się. Ostatnimi czasy, jeszcze przed
ponownym pojawieniem się Charley, nurtował go jakiś
niepokój. Podejmując pracę inspicjenta uważał, że znalazł
idealne rozwiązanie swoich sprzecznych pragnień - emocji i
stabilności. Miał regularne zarobki, a jednocześnie pozostawał
w kręgu teatru. Okazało się jednak, że to mu nie wystarcza.
Gdy ujrzał Charley, zapomniał chwilowo o swych rozterkach.
Teraz jednak chciał jej powiedzieć, że tak jak ona pożądał
życia... bardziej emocjonującego. Lecz moment nie był
odpowiedni na takie wyznanie - Charley wyglądała na
wyczerpaną. Znajdzie bardziej sprzyjającą chwilę, może na
próbie generalnej w Bostonie.
- Powiem ci, kiedy naprawdę będziesz chciała o tym
porozmawiać - pocałował ją w czoło. - Dobranoc, Charley.
Charley weszła do mieszkania. Oparła się o drzwi,
oszołomiona jego słowami, a jednocześnie zadowolona, że
rozmowa zakończyła się tak gładko. Cichnący odgłos kroków
upewnił ją, że Reese odszedł. Nagle owładnęło nią uczucie
pustki, której nie mogła zapełnić satysfakcja z pracy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anielska.pev.pl