[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kariery. Wyjechałem na życzenie żony, żeby tu się odkuć...
- I dlaczego się nie odkułeś? - Bo tu przez ten absolutny słuch mają mnie za agenta
tamtego reżimu. I to jest właśnie ten mój pech! - teraz tak się rozżalił, że objął Anię i przytulił
ją do piersi: od pierwszej chwili przypominała mu jego żonę, ma taki sam szelmowski
uśmiech. Kiedy ujrzał Martę po raz pierwszy, wiedział, że przepadł...
- Cóż prostszego, jak do niej wrócić? Stroiciel opuścił głowę jak człowiek, który wie,
że jego pech jest silniejszy niż wola czynu: w pościgu za sukcesem opuścił nielegalnie Polskę
jeszcze za Gomułki, a miałby wracać za Gierka równie goły, jak wyjechał? %7łona uznałaby go
za kompletnego nieudacznika! Przestał do niej pisać. Nie podał nawet adresu Johna Pawlaka,
u którego już mieszkał ponad pół roku. Rodzina nie liczy na niego, on przestał myśleć o
powrocie.
- A dzieci? - Ania wysunęła się z jego objęć.
- One są już pełnoletnie - zabrzmiało to jak usprawiedliwienie pożądania, jakie budziła
w nim Ania.
- Za to ty wciąż jesteś jak dziecko! Ja cię z tego wyciągnę! W oczach Frania zapaliła
się nadzieja: za Anią pójdzie wszędzie! Zrobi wszystko, co ona zechce! -Wszystko? -
Absolutnie wszystko! - Więc zagraj Paderewskiego dla Shirlej, a mnie podaj numer telefonu
swojej żony w Polsce.
- Co chcesz zrobić? - Zadzwonię do niej i powiem, że wracasz.
- A jak ona powie, że nie chce? - Ona na pewno powie, że czeka...
- I to jest właśnie pech!
ROZDZIAA 37
Na ekranie telewizora śmigają po obwodzie toru dziewczyny na rolkach: w hełmach
na głowach suną w szalonym pędzie, co chwila zderzają się z innymi zawodniczkami,
przypierając rywalki do poręczy drewnianej bandy; rozlega się huk, postacie w obcisłych
kostiumach rzucają się na siebie jak hieny nad ścierwem, starając się paznokciami wydłubać z
oczodołów gałki oczne rywalki, równocześnie kopiąc ją uzbrojoną w rolki stopą prosto w
goleń... Shirlej wyszła właśnie z łazienki i teraz w płaszczu kąpielowym nieomal uczestniczy
w wydarzeniach na ekranie: wychyla biodra, jakby sama w tej chwili bodiczkiem
przypierała rywalkę do bandy, unosi kolano równocześnie z tą blondyną w żółtym hełmie,
która chce trafić rywalkę w najbardziej czułe miejsce, wraz z nią wyciąga przed siebie
rozcapierzone palce, gotowa przeorać nimi oblicze smukłej niczym wąż zawodniczki z
numerem 27 na plecach... Zapatrzona w ekran nie słyszy dzwięków fortepianu, nad którym
pastwi się na dole załamany swym pechem stroiciel. Kiedy kończy się sprawozdanie z roller-
skatingu, Shirlej palcem u nogi włącza inny program. Kazmierz Pawlak przycupnął cichcem
na podeście schodów śledzi każdy ruch Shirlej: teraz czarnoskóra dziewczyna przegląda się w
lustrze, na którym Ania narysowała szminką krwawą sylwetkę kostuchy z kosą; przygląda się
fotografii Johna Pawlaka, która w skórzanej ramce stoi pod lustrem na gzymsie kominka;
przenosi wzrok na reprodukcję przedstawiającą pastuszka, który z zadartą głową obserwuje
lecące na niebie bociany... Shirlej tanecznym krokiem przesuwa się w stronę magnetofonu i
uruchamia go. Może chce się zorientować, czego lubił słuchaćjej ojciec, o którym tak
niewiele wie? I nagle - ku jej zaskoczeniu - rozlega się ryczenie krów, beczenie baranów,
gdakanie kur i rżenie konia. Shirlej zastyga w bezruchu. Po chwili - rozpoznając te dzwięki -
zaczyna się śmiać. Opada na kanapę, przekładając przez poręcz swoje długie, gołe nogi... Te
znajome dzwięki poderwały z łóżka Kargula. Przez chwilę zdawało mu się, że jest w
Rudnikach i że cały jego żywy inwentarz przypomina mu głośno, że już nadszedł czas
obrządków. Zerwał się z pościeli i w nocnej koszuli wyjrzał na podest schodów. Kazmierz
nadal tkwił przy balustradce. Obejrzał się przez ramię i oczyma wskazał wsłuchaną w ten
przedziwny koncert Shirley: - Awo, patrzaj. Ma ona coś z Jaśka... Przekrzywił głowę, żeby
lepiej przyjrzeć się profilowi dziewczyny. Kargul wzruszył ramionami, litując się nad
złudzeniami Pawlaka.
- %7łeby ja był bleszczaty na oba oczy, to może by i uwierzył.
- A co tobie nie pasuje, a? Kargul pochylił się ku Kazmierzowi i położył mu na
ramieniu rękę jakby z góry chciał go przeprosić za tę przykrą prawdę, którą gwoli uczciwości
musi mu powiedzieć: - Kazmierz, raz my kabana w potrzebie szuwaksem na dzika przerabiali,
no ale w przeciwne strone nie da rady! Pawlak wsłuchiwał się w płynące z dwóch głośników
dzwięki, wpatrywał się w dziewczynę w Jaśkowym płaszczu kąpielowym i nagle wyrwało mu
się z samych głębin duszy westchnienie: - Aj,
Bożeńciu, ile nas jeszcze czeka roboty, żeby jej się zaczęło po polsku śnić... Absolutny
słuch Franciszka Przyklęka jeszcze raz się potwierdził zwabiony głosami inwentarza Kargula
i Pawlaka porzucił fortepianu i zjawił się w livingu. Stał w drzwiach, z widocznym
wzruszeniem wsłuchując się w te ryczenie, gdakanie, kwiczenie i rżenie, jakby to był koncert
fortepianowy f moll Szopena w wykonaniu Witolda Małcużyńskiego. Z zasłuchania wyrwał
go głos Ani wzywający go do telefonu.
- A kto może tu do mnie dzwonić? - zdziwił się stroiciel.
- Nikt! - oświadczyła Ania. -Bo to ty dzwonisz do swojej żony! W basemencie na dole
leżała na barze odłożona słuchawka, z której jakiś kobiecy głos powtarzał głośno pytanie:
Halo! Franek! Jesteś tam?! Franciszek Przyklęk spojrzał na Anię wzrokiem jelenia, który
wpadł w zastawione przez kłusownika sidła. Spoconą ręką ujął słuchawkę... Pawlak z
Kargulem leżeli pod jedną pierzyną niczym stare małżeństwo. W pokoju było już ciemno, ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]